21.12.2015

rozdział ósmy

   Minął dokładnie miesiąc od mojego rozstania z Antonio. Rozstania, które nadal boli i przynosi wielkie cierpienie każdego dnia. Jednak jest to jeszcze miesiąc zmian, bo nie mieszkam już ani w Madrycie ani też w Maladze. Postanowiłam wyjechać do Londynu i tam spróbować zapomnieć o braciach Alarcon.
   Pierwszy tydzień był najtrudniejszy, bo nie miałam ochoty wstawać z łóżka, a rozmowa z Antonio w święta jeszcze bardziej mnie dobiła. Był na mnie wściekły i czułam, że brzydzi się mnie. Takie same uczucia na pewno żywił też do Isco, który cały czas próbował się ze mną skontaktować. Dlatego zmieniłam numer i wyprowadziłam się. Chciałam, i tak naprawdę musiałam, zacząć wszystko od nowa.
   Zrezygnowałam ze studiów i znalazłam pracę jako barmanka. Wyjęłam małe mieszkanko dla siebie i dla mamy, która obiecała, że jak najszybciej do mnie dołączy. Okazało się, że w Maladze wieści tak szybko się rozeszły, że nie potrafiła już tam mieszkać i pracować z ludźmi, którzy obmawiają ją za plecami.
   Była zimna, styczniowa noc, kiedy wracałam do domu z nocnej zmiany. Co chwilę chuchałam w dłonie i wyzywałam siebie w myślach za to, że zapomniałam dziś rękawiczek. Przechodziłam obok hotelu, w którym całkiem niedawno byłam z Antonio i momentalnie do moich oczu napłynęły łzy.
   Tak bardzo chciałam, aby był teraz przy mnie i powiedział, że możemy zacząć od nowa. Że nasza miłość jest tak wielka, że nawet zdrada nie jest w stanie sprawić, że się rozstaniemy.. Zdawałam sobie sprawę, że wina leży tylko i wyłącznie po mojej stronie, ale marzyłam, by jakimś magicznym sposobem starszy Alarcon odnalazł mnie i został tu ze mną. Z drugiej strony wciąż zadawałam sobie pytanie czy było warto.. Z Francisco łączyła mnie dzika namiętność, pożądanie i ''to coś''. Tak, zdecydowanie Francisco miał i zapewne nadal ma to coś, co przyciąga kobiety.
   Potrząsnęłam głową i weszłam do kamienicy, gdzie mieściło się moje mieszkanie. Po drodze minęłam całujących się nastolatków i mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Miłość jest piękna i wiem, że jeszcze uda mi się ją znaleźć. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka, bo jutro czeka mnie pracowity dzień. Przyjeżdża mama i obiecałam, że pomogę jej znaleźć pracę i przy okazji pokaże miasto.
   Rano obudził mnie dźwięk mojego dzwonka. Spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam numer Caroline. Zastanawiałam się tylko skąd ma mój nowy numer..
   - Halo? - mruknęłam cicho. Dawno z nią nie rozmawiałam. Ostatni raz widziałyśmy się przed przerwą świąteczną, kiedy wymieniałyśmy się prezentami. Później przez to całe zamieszanie nie miałam kiedy do niej zadzwonić, więc na pewno jest zła.
   - Halo? - powtórzyła po mnie. Po tym jednym słowie wywnioskowałam, że jest na mnie wściekła. Wcale się jej nie dziwiłam. - Powinno być: przepraszam, że nie powiedziałam ci, że się przeprowadzam i że rozstałam się z swoim chłopakiem, bo jego brat postanowił wyjawić, że mamy romans! Lili, jak mogłaś?! - mówiła podniesionym głosem.
   - Przepraszam - mruknęłam cicho. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przymknęłam powieki, bo spodziewałam się kolejnej wiązanki od blondynki.
   - Nie. To ja przepraszam, wiem, że jest ci ciężko.
   - Nawet nie masz pojęcia jak - szepnęłam do telefonu.
   - Musiałam jechać do Malagi i odnaleźć twoją mamę. Przez pół dnia prosiłam ją o twój numer, ale za nic w świecie nie chciała powiedzieć, gdzie jesteś.
   - Muszę zacząć wszystko od nowa. W Maladze się to nie uda.
   - Wiem, tylko potrzebuje cię tu, Lili. Muszę się z tobą zobaczyć - usłyszałam jak łamie się jej głos. Momentalnie otworzyłam oczy i wstałam z łóżka, podchodząc do okna.
   - Co się dzieje?
   - To nie rozmowa na telefon.
  - Carol, nie strasz mnie! Coś z małym? - w mojej głowie zaczęły rodzić się coraz gorsze scenariusze.
   - Nie, nie. Ale myślisz, że mogłabym do ciebie z nim przyjechać na kilka dni? Muszę się wyrwać z Madrytu.
   - Jasne, tylko, że ja jestem w Londynie..
   - Jak to w Londynie? W Anglii?
   - Tak, dokładnie - pokiwałam głową. - Mam tu małe mieszkanko. Mama ma dzisiaj dojechać, ale jeśli potrzebujesz mojej pomocy, to przyleć.
   - Nie wiem co ty tam robisz i co wymyśliłaś, ale zabukuje bilety i przylecę. Do zobaczenia! - powiedziała, rozłączając się. Rzuciłam swój telefon na łóżko i zaczęłam zastanawiać się co takiego wydarzyło się w Madrycie, że Caroline chce przylecieć? Czyżby miała jakieś problemy z Jese? Ciężko akurat mi w to uwierzyć, bo od zawsze byli idealną parą i mocno się kochali. Cóż, będę musiała poczekać na odpowiedź jeszcze trochę czasu. Tymczasem skierowałam się do łazienki i postanowiłam wziąć prysznic. W końcu dziś mam zobaczyć się z mamą!

   Po odebraniu rodzicielki z lotniska udałyśmy się do przytulnej kawiarenki na gorącą czekoladę. Było zimno, więc chciałam, abyśmy się trochę rozgrzały i przy okazji na spokojnie porozmawiały, bo tak to tylko przez telefon. Od razu zauważłyam, że coś jest nie tak, bo mama była jakaś wyciszona i na jej twarzy pojawiły się dodatkowe zmarszczki. Zdawałam sobie sprawę, że to wszystko moja wina, ale właśnie teraz mamy zacząć wszystko od nowa.
   - Mamo, co się dzieje? - złapałam ją delikatnie za dłoń.
   - Wszystko w porządku. Po prostu to jest nowe miejsce, nowy język.
   - Świetnie mówisz po angielsku, więc nie kręć. Znam cię i widzę, że coś nie gra - popatrzyłam na nią groźnym wzorkiem. Westchnęła cicho i posłała mi lekki uśmiech.
   - Boli mnie to, że uciekłyśmy, Lili. Tak robią tchórze, a nie pewne siebie kobiety.
   - A ja uważam, że dobrze zrobiłyśmy. Tam wszyscy by nas wytykali, że jak mogłam zdradzić Alarcona.. Czy do końca życia będzie to za mną chodzić? - prychnęłam.
   - Nie denerwuj się tak - zaśmiała się cicho. - I nie przejmuj mną. Obiecuje ci, że to tylko chwilowe. Przejdzie mi.
   - Oby, bo czuje się winna. Winna, że musiałaś opuścić ukochane miasto i pracę, którą lubiłaś.
   - To tylko praca - machnęła ręką. - I mam już nową.
   - Jak to?! - zapytałam od razu. - Miałyśmy przecież dziś się za czymś rozejrzeć.
   - Nie myśl sobie, że potrzebuje cię do szukania dla mnie pracy. Sama dałam sobie radę - puściła do mnie oczko, a ja szybko wstałam z krzesła, które zajmowałam i mocno ją uścisnęłam.
   - To cudownie, mamo. Tak się cieszę.
   - Właśnie widzę, bo mnie dusisz - nadal się śmiała.
   - To naprawdę świetne wieści. Obie mamy już pracę - wróciłam na swoje miejsce.
   - Możemy zacząć od nowa. Tak, jak chciałaś.
   - Cieszę się.
  - A jak się czujesz? Rozmawiałaś może z Antoni lub z Isco? - zapytała, a z mojej twarzy momentalnie znikł uśmiech.
   - Nie, a o czym ja mam z nimi rozmawiać? Wszystko już sobie wyjaśniliśmy.
   - Tak - pokiwała lekko głową. - Wyjaśniłaś sobie wszystko z Antonio, a jest jeszcze Isco.
   - Nie mam z nim o czym rozmawiać - powiedziałam pewnie.
   - Jemu zależy na tobie. Był u mnie kilka razy, ale nie złamałam się, chociaż może powinnam. Widzę, jak ci się świecą oczy, kiedy o nim wspominam.
   - Co? Gadasz głupoty.. - od razu przetarłam oczy. Mama jak zwykle próbowała namówić mnie na coś, czego nie chcę. Sprawa Alarconów jest już zamknięta. Tak myślę. - Za to dałaś się złamać Caroline - po chwili próbowałam zmienić temat.
   - To twoja przyjaciółka. Bardzo mnie prosiła i była taka smutna.. Nie mogłam jej odmówić.
   - Właśnie dlatego ma do mnie przylecieć. Coś musiało się stać, ale nie wiem co.
   - Porozmawiacie sobie na spokojnie i wszystko ci wyjaśni. Mały też przyleci?
   - Oczywiście - uśmiechnęłam się szeroko. Małego Jese traktowałam jak członka rodziny. Był taki słodki i kochany, a na dodatek bardzo grzeczny. Uwielbiałam się nim zajmować.
   - Oby to ci poprawiło humor..
   - Mamo!
   - No co? - spojrzała na mnie z czułością. - Ja wiem, jak się czujesz. Widzę to.
  - Wszystko jest dobrze. Mam pracę, ciebie i to mi wystarczy - próbowałam być przekonywująca. Przede wszystkim próbowałam przekonać do moich słów mamę, ale w głębi duszy też i siebie. Próbowałam uwierzyć, że jest dobrze.
   - Powiedzmy, że ci wierzę - dała mi pstryczka w nos. - Idziemy? Chce zobaczyć nasze mieszkanko!
   - Jasne - zaśmiałam się i wstałam od stolika. Podeszłam do lady, zapłaciłam nasz rachunek i mogłyśmy iść do naszego nowego domu.
   Droga nie zajęła nam dużo czasu. Wsiadłyśmy do pierwszej taksówki, którą napotkałyśmy i w milczeniu oglądałyśmy zimowy Londyn. Żałowałam, że nie było nas tutaj w Święta Bożego Narodzenia, bo widoki na pewno byłyby piękne, ale niestety.. Te święta już do końca życia będą mi się źle kojarzyć.

_ _ _

Cześć :)
Zostawiam Was z takim rozdzialikiem, chociaż pewnie czekaliście na rozmowę z Antonio.. Niestety nie tym razem :) Ale obiecuje, że starszy Alarcon jeszcze się tutaj pojawi. 
Dziękuje Wam za komentarze, bo pod ostatnim rozdziałem było ich naprawdę sporo. Dziękuję za miłe słowa :)

Z racji, że mamy już dziś poniedziałek, a kolejny rozdział pojawi się w drugi dzień świąt, to chciałabym Wam złożyć życzenia:
Wesołych, rodzinnych i przede wszystkim dużo weny :) :*

8 komentarzy:

  1. Początkowo trochę żałowałam, że nie przeczytam rozmowy Lili z Antonio i akcja przeniosła się tyle do przodu, ale w sumie teraz mogę powiedzieć, że to była dobra decyzja. Czasami trzeba zostawić czytelnikowi miejsce na wyobraźnię.
    Szkoda mi trochę Lili, ale najbardziej to Isco. Chyba za bardzo go lubię xD
    Najbardziej zaintrygował mnie wątek z Caroline. Co się stało w Madrycie? :o
    Pisz szybciutko, bo chcę już wiedzieć :)
    Czekam na następny i wesołych świąt! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się, że dziewczyna ucieknie do Londynu! Coś czuje, że Caroline może sprawić jej niespodziankę i zamienić się na Isco. Ale chyba wyobraźnia mnie ponosi, chociaż ucieszyłabym się z takiego obrotu spraw.
    Wesołych, zdrowych i pogodnych świąt. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem Lili, że chciała zacząć życie od nowa i wyjechała za granicę. To wszystko naprawdę było dla niej trudne.
    Dobrze, że ma przy sobie matkę. I bardzo interesuje mnie o co chodzi z Carol i Jese?
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. O, rany...
    Tylko czy ucieczka jest odpowiednią decyzją? Ok, czasem pozwala wiele spraw przemyśleć, poukładać, zacząć od początku wiele rozdziału życia, ale czy naprawdę nie było warto zmierzyć się z przeciwnościami życia? Sama nie wiem...
    Na pewno jej mama jest dla niej niezwykłym oparciem...

    Wesołych Świąt, Kochana! ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. coś czuję, że za Caro przyleci też Isco... oj, oby moje przeczucie się nie myliło. a ta ucieczka... taka niespodziewana, eh...
    ciekawe, jak to wszystko przeżywają obaj bracia. mże uda im się kiedyś naprawić relacje? chociaż w maluśkiej części? Lili może zwiąże się z Isco?...
    czekam na kolejny i Tobie także życzę wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  6. Och... Wiele się pozmieniało w życiu naszej Lili. Nie wiem czy wyjazd do Londynu jest najlepszym rozwiązaniem. Jej mama ma rację. Tak postępują tchórze. Uciekają. Ale jeśli to jedyny sposób na to, by Lili była spokojna, to niech tak będzie. :) Cieszę się, że ma taką matkę. Matkę, która pojedzie za swą córką do innego kraju. :) Bo przecież równie dobrze Lili mogła się sama wyprowadzić. Wspaniale, że obie znalazły pracę i mogą zacząć od zera. :)
    Zastanawia mnie co takiego wydarzyło się w życiu Caroline, że chce przyjechać aż do Londynu... Oby to nie było nic strasznego i nie ściągnęło kolejnych kłopotów na naszą bohaterkę. :)
    Nowość pojawi się już jutro, więc nie mogę się doczekać! ♥
    Tobie, Kochana również życzę wesołych Świąt i wszystkiego, co najlepsze! ^^
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale ją wywiało. Aż do Londynu! No, proszę. Cóż, taki nowy plan na życie, nowe miejsce to fajny pomysł, ale nie da się tak łatwo od wszystkiego uciec... Przeszłość powróci, jak i Isco XD Czekam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem :)
    No to się pozmieniało! Londyn :) Nie powiem zdziwiłam się.
    Jestem absolutnie za tym, żeby Lili porozmawiała z Isco, a nawet nie widzę innej opcji :) Przecież oni muszą na spokojnie wyjaśnić sobie pewne sprawy, chociaż obstawiam, że spokojnie tego nie załatwią :)
    Czekam na kolejny i na to co się wydarzy!
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń

Template made by Robyn Gleams